Na 99,99% każdy ze studentów prawa/ aplikantów chociaż raz pomyślał, że rzuca prawo. Jestem o tym przekonana tak samo jak o tym, że trawa jest zielona czy niebo niebieskie. Nawet najwięksi pasjonaci prawa (np. ja) mają chwile zwątpienia i zastanawiają się nad sensem ich obecności na studiach, aplikacji czy też po prostu w branży prawnej. Jest to naturalne i zupełnie normalne. Droga do zawodu jest ciężka i długa. Zaczynając studia zazwyczaj mamy 19 lat (oczywiście są wyjątki) a uzyskując uprawnienia zawodowe w najlepszym przypadku 28 lat. Jest to długi czas, czas w którym dojrzewamy, rozwijamy się i zmienia nam się perspektywa. To normalne, że zastanawiamy się czy jesteśmy na właściwej drodze. I normalne, że co jakiś czas mamy wątpliwość czy dobrze robimy. To tak jakbyśmy mówili swojemu życiu i sami sobie “sprawdzam” . Im dalej w las tym ciemniej. Droga nam się dłuży bo widzimy dookoła jak nasi znajomi z innych branż kończą studia, dostają awans czy też mogą sobie pozwolić na kredyt na mieszkanie czy wyjazd na wakacje. My natomiast ciągle zaczynamy od nowa. Co mam na myśli pisząc, że zaczynamy od nowa? Ano to, że na I roku studiów rozpoczynamy naszą drogę i naukę, gdy już wydaje nam się na 5 roku, że jakiś pozom osiągnęliśmy to zaczynamy znowu OD NOWA aplikację. Gdy zdamy już egzamin zawodowy można uznać, ze znowu zaczynamy OD NOWA zakładając swoją kancelarię i pracując nad własną marką i nazwiskiem. Z perspektywy osoby, która ma ambicje jest ciężko. Ciężko ponieważ znowu musimy udowadniać co umiemy i kim jesteśmy i zaczynać od jakiegoś minimum. Może być to demotywujące i poddawać w wątpliwość naszą obecność w branży prawnej. W mojej ocenie droga prawnicza do uzyskania uprawnień zawodowych składa się z popełniania błędów, mniejszych i większych kryzysów. Czemu o tym piszę? Ponieważ nikt (zwłaszcza gdy ja szłam na prawo i social media nie były tak rozwinięte) nie wspomina o tym. Wspomina się o tym jak prawo jest skomplikowaną materią, o tym jak dużo jest materiału do przyswojenia. Każdy kto idzie na studia prawnicze bardziej lub mniej ale jest tego świadomy. Nie mamy jednak świadomości, że oprócz tego jest dużo innych sytuacji i zdarzeń, które mogą nam podcinać skrzydła. Kilka dni temu zadałam Wam pytanie czy czujecie czasem wypalenie zawodowe a jeśli tak z czego ono wynika. Poprosiłam Was żebyście do mnie napisali o waszych kryzysach i o tym co Was frustruje. Bardzo Wam dziękuję za zaufanie i za to, że otworzyliście się przede mną. Jednocześnie chciałabym Wam napisać, że z każdego z Was jestem niezwykle dumna. Napisały do mnie osoby, które robią coś “ponad” standardowe studiowanie prawa czy bycie na aplikacji. Napisały do mnie osoby, które studiują i pracują w kilku miejscach naraz. Osoby, które pracują często po kilkanaście godzin dziennie i są najzwyczajniej w świecie zmęczone. Napisały do mnie osoby, które są nieszanowane przez swoich pracodawców. Napisały do mnie osoby, które mimo pracy w kilku miejscach ledwo są w stanie się utrzymać. Napisały do mnie osoby, którym koledzy i koleżanki z branży podkładają kłody pod nogi. Każda z tych osób zdaje sobie pytanie jak długo trzeba jeszcze wytrzymać aby dojść do punktu, w którym będzie względnie normalnie. Do punktu, w którym będzie starczało na zwykłe, proste życie, do punktu, w którym ludzie będą darzyć się szacunkiem. Nie będę Was oszukiwać. Moje życie prawnicze składa się właśnie z mniejszych lub większych kryzysów. Rozmawiałam również ze wspaniałymi prawnikami, którzy drogę do uprawnień mają za sobą a którzy też przeżywali kryzysy. Mówi się, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Ja się z tym nie zgadzam. Owszem zyskujemy siłę lecz koszt nie pozostaje bez znaczenia. Przykre sytuacje potrafią nas przybić, przybić do takiego stopnia, że nie jesteśmy w stanie się podnieść i wstać z łóżka a to wcale nie wzmacnia. Uważam, że prawnicy są grupą zawodową szczególnie narażoną na stres. I tak przed 30 diagnozujemy wrzody żołądka, nerwice, depresje czy przeżywamy zawał. Czy warto? Nie. W każdej sytuacji gdy mamy do wyboru pracę i zdrowie jest jeden słuszny wybór. Z roku na rok wyścig jest coraz większy. Odpalamy Instagram widzimy “zrobiłem dziś to to i to byłem tam tam i tam”. Podczas gdy my utknęliśmy nad apelacją i piszemy ją już 2 dzień. Czy powinno nas to demotywować? Nie. Nie jesteśmy w stanie codziennie dawać z siebie 200%. I to jest normalne ponieważ jesteśmy ludźmi. Uważam, że prawnicy bardzo często definiują swoją osobę przez pryzmat osiągnięć zawodowych. Nie wiem z czego to wynika. Wiem tylko, że wówczas każdy kryzys przeżywamy 10 razy bardziej i mocniej. Nie unikniemy przykrych sytuacji w naszym życiu, zwłaszcza będąc prawnikami. Wydaje się, że na porządku dziennym w świecie prawniczym jest brak szacunku czy rzucanie sobie kłód pod nogi. Od 1 roku studiów koledzy ścigają się ze sobą. Zawsze starałam się być ponad to. Pomagać i wspierać ponieważ tylko taka postawa jest słuszna i pozwoli nam przeżyć w swoim środowisku prawniczym. Jesteśmy młodym pokoleniem prawników i szczególnie powinniśmy się wspierać a nie podcinać sobie skrzydła. W pewnym punkcie trzeba ustąpić wyścigowi i znaleźć harmonię, bo tylko ona jest jedyną słuszną drogą do tego aby być dobrym prawnikiem. Uważam, że jako młode pokolenie jesteśmy wszyscy w stanie zmienić swoje najbliższe środowisko prawnicze i pokazać, że wzajemne wsparcie i pomoc na dłuższą metę bardziej się opłaca. Wypalenie zawodowe jest trudnym tematem i nie jestem na tyle kompetentna, żeby wchodzić w rolę psychologa i terapeuty i udzielać Wam rad w jaki sposób z nim walczyć. W mojej ocenie nie powinniśmy się bać skorzystać z pomocy specjalisty – jeśli potrzebujemy terapii, idźmy na terapię. Kryzysy są normalne i trzeba je zaakceptować. Ja swoje staram się przepracować, przemyśleć i przekuć w coś dobrego. Staram się aby każda negatywna sytuacja, która spotkała mnie w życiu dała podstawy czemuś pozytywnemu. Tylko w ten sposób jestem w stanie znaleźć wewnętrzną harmonię. Dzięki mojemu ostatniemu kryzysowi odbyłam bardzo wartościowe rozmowy z wieloma z Was, stworzyłam ten wpis abyście wiedzieli, że nie jesteście sami i nie tylko Wy je przeżywacie i po raz kolejny mogę propagować postawę wzajemnego wsparcia. Czy to nie jest przekucie kryzysu w coś dobrego? Myślę, że podstawową funkcją kryzysu jest szansa na przemyślenie, w jakim punkcie życia jesteśmy, jakie mamy możliwości i drogi wyboru. Widzimy też kto nas wspiera i na kim możemy polegać a to jest również ważne. Za każdym sukcesem stoi dziesiątki, jak nie setki małych i dużych kryzysów oraz popełnionych błędów. Czy nie daje to nam nadziei na przyszłość?