Dzień dobry!
Dzisiejszy wpis będzie dość niecodzienny, ale uważam, że bardzo potrzebny. Będzie dotyczył tego, co się wydarzyło na grupie studentek. Jakiś czas temu ustawiłam akceptowanie wpisów przed publikacją. Dzięki temu mogę od razu odsiewać te niezgodne z regulaminem. Moją uwagę przykuł wysyp postów, w których studentki proszą o napisanie za nich egzaminu w zamian za wynagrodzenie. Umówmy się – każdy z nas studiował; niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie ściągał. Problem polega jednak na tym, jak jawnie i wręcz bezczelnie zachowują się niektórzy studenci. W internecie nic nie ginie, a na grupach prawniczych, również na tych studenckich, bardzo często są też inni prawnicy – wykładowcy, adwokaci, radcowie prawni – ponieważ czasem publikują ogłoszenia o pracę.
Dlatego wraz z r.pr. dr Karoliną Rokicką-Murszewską – wykładowcą na UMK w Toruniu – postanowiłyśmy zrobić wpis dla studentów o negatywnych zachowaniach ich kolegów.
Dzień dobry, Pani Doktor!
Traf chciał, że podczas tego typu poszukiwań jedna ze studentek wprowadziła nas w błąd (myślałam również, że potrzebuje prawnika od spraw administracyjnych), a wyszło, że szuka osoby do napisania za nią egzaminu w zamian za wynagrodzenie. Co Pani jako wykładowca i prawnik myśli o takich praktykach?
Może na początek dodam, że sytuacja, o której mówisz, była dla mnie o tyle ciekawa, że pani wstawiła ogłoszenie sugerujące poszukiwanie pomocy prawnej, a nie pomocy w zdaniu egzaminu. Ta pomoc dotyczyła obszaru w której klienci trafiają do mnie stosunkowo rzadko, więc bardzo się ucieszyłam – a tu takie rozczarowanie, bo chodziło o napisanie za panią egzaminu.
Szczerze mówiąc, dziwię się, że akurat ta osoba do mnie napisała – bo trafiła do mnie przez mój Instagram @paniodadmina, gdzie na lewo i prawo głoszę, że pracuję na stanowisku adiunkta na UMK w Toruniu, więc jestem blisko związana ze środowiskiem naukowym. To nasze administracyjno-prawne środowisko tworzy zapewne kilkaset osób, które znam lub kojarzę mniej czy bardziej, więc prawdopodobieństwo trafienia na egzaminatora tej osoby, który potencjalnie jest moim kolegą, było całkiem spore. Więc „podziwiam” odwagę. Oczywiście odpisałam, że to nie wchodzi w grę, bo za chwilę sama przeprowadzę kilka egzaminów zdalnych i nie chciałabym, aby moi studenci uciekali się do takich metod jak płacenie komuś za zdawanie egzaminu. Chciałabym, aby byli go w stanie zdać bez potrzeby uciekania się do takich rozwiązań.
PCG: Czy często się zdarza, że ma Pani podejrzenia co do niesamodzielnych prac studentów?
KRM: Niestety, dość często. Na egzaminach pisemnych zdarzyło mi się kilka razy pożegnać studenta z telefonem w ręku albo porozumiewającego się z kolegą. Wiem też, że przychodzą na egzamin z zestawem słuchawkowym – niestety, często jest to nie do wykrycia, bo słuchaweczki są niewielkie, więc nie są również dla mnie widoczne. Natomiast taka sytuacja bardzo często przekłada się na słabą pracę – bo ktoś czegoś nie dosłyszy. Np. w zeszłym roku podejrzewałam jedną panią o tego rodzaju „wspomaganie się” podczas egzaminu. Nie złapałam jej na gorącym uczynku, natomiast w pracy miała napisane „bez względnej zwłoki” zamiast „bez zbędnej zwłoki” (określenie terminu załatwiania sprawy przez organ w KPA). To jest dla mnie ewidentny przykład źle usłyszanej podpowiedzi w słuchawce.
PCG: A jak wygląda kwestia niesamodzielności przy pracach pisemnych, zaliczeniowych, licencjackich czy magisterskich, przygotowywanych w domu?
Niezależnie od gałęzi prawa zawsze przy pracach pisemnych zetkniemy się z podobnym problemem, czyli fragmentami ustaw wplecionymi w pracę. Często pewne wyrażenia się powtarzają, bo nie da się ich uniknąć, a nawet więcej – bo ich zmiana na inne słowo zmieni sens zdania. Mnie osobiście zdarzyło się, że korektor zamienił „Ministra Sprawiedliwości” na „ministra sprawiedliwości”, wskazując, że to pierwsze to wyrażenie wyłącznie ustawowe, a więc w artykule nie znajdzie zastosowania. Z tym że nie zauważył, że było to właśnie wprost wzięte z ustawy, a ponadto jest to nazwa własna konkretnego, istniejącego organu, a nie jakiegoś tam ministra właściwego do spraw sprawiedliwości.
I to bardzo często wychodzi mi w pracach – wrzucam fragment do Google’a i okazuje się, że to cytowanie z ustaw, samodzielne, tylko brzmiące znajomo. W pojedynczych przypadkach zdarzały mi się prace zaliczeniowe tworzone za pomocą CTRL+c, CTRL+v. Od roku akademickiego 2020/2021 będę promotorem 12 osób i będę je wspomagać w pisaniu pracy licencjackiej na kierunku administracja. Liczę, że te osoby będą samodzielnie pracować i samodzielnie myśleć.
Natomiast w skali Wydziału mieliśmy kilka spraw o plagiat. Dotyczyło to szczególnie prac zaliczeniowych. Postępowania dyscyplinarne zakończyły się różnie – od upomnień i nagan po wydalenie z uczelni.
PCG: Jak Pani myśli, z czego może to wynikać, co jest przyczyną, że studenci posuwają się aż do takich praktyk?
KRM: Powody są różne. Jedni nie mają czasu, bo pracują i studiują jednocześnie. Inni spełniają ambicje rodziców, więc studia ukończyć muszą, choć zupełnie im „nie leżą”. W takich przypadkach powstają „prace na zamówienie” albo pojawiają się takie propozycje jak ta będąca przyczynkiem do naszej rozmowy. Chęć „pójścia na skróty” jest uwarunkowana również wyścigiem szczurów, który obserwuję wśród studentów. Studenci bardzo przeżywają oceny niedostateczne, już nieraz usłyszałam od studenta na III roku prawa, że dostał ode mnie swoją pierwszą dwójkę w życiu i jak on teraz będzie mógł studiować z tym cieniem poprawki w tle. A przecież „student bez dwójki w indeksie to jak żołnierz bez karabinu”. Zdarzają się również tacy, którzy przeżywają, że nie dostali oceny bardzo dobrej, tylko dobrą, i chcą przychodzić i poprawiać. Dla takich mam tylko jedną radę – na studiach świat się nie kończy i dobrze byłoby nauczyć się odpuszczać już teraz. Bo potem będzie tylko gorzej.
PCG: Czy uważa Pani, że jest to kwestia sposobu nauczania młodzieży, czy przyczyna leży gdzie indziej?
KRM: Wydaje mi się, że to jest pokłosie w ogóle zmiany podejścia do licealistów czy studentów w szkołach i na uczelniach. Kiedyś student bał się podejść do profesora, pójście do niego na dyżur oznaczało wejście do przysłowiowej „jaskini lwa”. A teraz nasze drzwi są otwarte, można przyjść porozmawiać, nawet napisać na Instagramie ?. Bardzo mi się podoba ta jawność i polityka otwartości, ale nie wszyscy potrafią z tego mądrze korzystać i próbują nadużywać tego naszego podejścia. Wtedy nagle okazuje się, że odmowa czy niższa ocena są równoznaczne z jakąś ogromną krzywdą.
PCG: Czy uważa Pani, że można nauczać w taki sposób, aby studenci rozumieli i umieli daną materię (nawet podstawowe pojęcia, ponieważ wiemy, że nie każdy musi się później specjalizować w danej dziedzinie) i napisali egzamin bez konieczności sięgania po ściągawki czy właśnie płatną pomoc w czasie egzaminu?
KRM: Hmm, to jest podchwytliwe pytanie. Bo właściwie to jest pytanie do moich studentów – czy ja umiem nauczyć ich tak, aby zrozumieli. 😉 Nawet jeśli jednak uważam osobiście, że z moich wykładów albo ćwiczeń da się sporo wynieść i całkiem dużo zrozumieć, to i tak nie zastąpi to pracy własnej z materiałami, notatkami i podręcznikiem. Studia to może 25% pracy z wykładowcą, a 75% pracy własnej. Własnej, a nie wynajętych osób.
PCG: Jak uczelnia zachowuje się po wykryciu takich działań? Co realnie grozi takiemu studentowi?
KRM: Postępowanie dyscyplinarne. Kary, tak jak wspominałam, są różne – od upomnienia po wydalenie z uczelni. Jeśli przewinienie jest nieznaczne, zazwyczaj skończy się na upomnieniu. Ściąganie na egzaminie za pomocą urządzeń elektronicznych przekazujących dźwięk czy też posługiwanie się inną osobą w celu uzyskania zaliczenia zaliczane jest do poważniejszej kategorii przewinień, gdzie absolutnym minimum byłaby – w mojej ocenie – nagana z ostrzeżeniem.
PCG: Jak Pani uważa, czy studentowi prawa „wypada” zachowywać się w ten sposób? Czy uważa Pani, że studenci prawa szczególnie powinni przestrzegać zasad etyki i przepisów?
KRM: Oczywiście! I nie tylko studenci prawa, ale każdego kierunku! Treść ślubowania, umieszczona w Statucie UMK, jest następująca: Podejmując studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i stając się członkiem wspólnoty akademickiej, ślubuję uroczyście:
– rzetelnie zdobywać wiedzę i umiejętności,
– szanować prawa i obyczaje akademickie,
– całym swoim postępowaniem dbać o dobre imię Uniwersytetu,
– przestrzegać zasad współżycia koleżeńskiego i przepisów obowiązujących na Uniwersytecie.
Niestety, nie wszyscy o tym pamiętają, że ślubowali „dbać o dobre imię Uniwersytetu”. Przedłożenie pracy magisterskiej napisanej przez inną osobę nie przynosi chluby ani nam, ani Uniwersytetowi.
PCG: Jak w Pani ocenie takie zachowania studentów mogą mieć przełożenie na ich karierę zawodową?
KRM: Trudno mi to ocenić. Być może te studenckie zachowania to były tylko „szczeniackie wybryki” i ostatecznie wyrasta z tego młodego człowieka świetny adwokat czy radca prawny. A może to się nie skończy wraz z obroną pracy magisterskiej i potem na takiego „krętacza” trafimy, szukając obsługi prawnej. Życie to szybko zweryfikuje, bo braki wiedzy można uzupełnić, ale postawy często nie da się naprawić, jeśli ona była z gruntu zła.
PCG: Uważa Pani, że należy karać czy uświadamiać, co wolno robić, a co nie? Trzeba brać pod uwagę również młody wiek studentów oraz brak doświadczenia życiowego.
KRM: Uświadamiać! Od lat krąży taki postulat, aby studenci I roku, obok szkolenia bibliotecznego i BHP na pierwszym roku mieli również szkolenie z prawa autorskiego, plagiatu i konsekwencji związanych z oszukiwaniem. To byłoby świetne rozwiązanie, bo często faktycznie pewne zachowania wynikają z niewiedzy.
PCG: Czy chciałaby Pani przekazać coś studentom w związku z tą sytuacją?
KRM: Uczcie się! Jesteście młodzi i wiedza to Wasz ogromny kapitał.