Ostatnio Internet obiegła informacja, iż na Uniwersytecie Gdańskim wprowadzono obowiązkową obecność na wykładach. Po udostępnieniu tej informacji z komentarzem porozmawiałam sobie z Wami w wiadomościach prywatnych i uznałam, że warto wspomnieć o kilku aspektach podczas studiowania prawa.

             Od kilku lat obserwujemy załamywanie się branży prawniczej. Na rynku pojawia się o wiele więcej prawników niż rynek jest w stanie przyjąć. Studiowanie prawa stało się popularne a dzięki temu jest również możliwe na uczelniach prywatnych, czasem kompletnie nieznanych i niezweryfikowanych. Uważam, że to podstawowy błąd. W mojej ocenie uczelnia chcąc włączyć ten kierunek w swojej ofercie, powinna spełniać pewne standardy, z których powinna być rozliczana. Nie wchodząc w szczegóły (bo jest to bardzo obszerny temat) na podstawie takich samych standardów powinny być weryfikowane uczelnie, które oferują nauczanie na tym kierunku. Wiem, że to o czym piszę to utopia  lecz w mojej ocenie ma to bezpośredni wpływ na umiejętności studentów po skończeniu studiów.

           Studiując zaocznie miałam zajęcia co 2 tygodnie. W większości przypadków były to wykłady, ćwiczenia to zaledwie 2-3 przedmioty na semestr. Obecność na ćwiczeniach była obowiązkowa na wykładach nie. W 60% przypadków wykłady polegały na prezentacji ustawy artykuł po artykule. Czy tak powinno wyglądać studiowanie prawa? W jaki sposób student po 5 latach studiów ma sobie poradzić w pracy, skoro na studiach czytał kodeks? Nie możemy chować głowy w piasek i udawać, że jest w porządku bo nie jest. Każdy student prawa powinien skończyć studia mając minimum pojęcia praktycznego. Pojęcia o pracy, o sporządzaniu pism, o możliwościach i drogach po ukończeniu studiów. Widzę na mojej grupie studentek jakie często zadajecie pytania w obszarach, które powinny być poruszane na studiach. Są to pytania podstawowe dotyczące metodyki rozwiązywania kazusów czy też zrozumienia orzecznictwa. Pokazuje to jak bardzo program studiów jest nieudolny i niewłaściwy. Z czasów studiów pamiętam swoją irytację gdy na niektórych egzaminach wymagane było wkucie na pamięć przepisów, które na dodatek bardzo rzadko nam są potrzebne w praktyce. W studiowaniu prawa nie chodzi o to aby nauczyć się na pamięć wszystkich norm prawnych. W studiowaniu chodzi o to aby nauczyć się gdzie szukać potrzebnej wiedzy i w jaki sposób ją rozumieć. Czasem konkretne informacje możemy uzyskać z literalnego brzmienia przepisu a czasem potrzebna jest do tego odpowiednia interpretacja. Jest to sposób myślenia i wnioskowania, którego uczymy się (nie przesadzę jak napiszę) całe życie. Zderzenie studentów/aplikantów, nigdy nie pracujących, z rzeczywistością praktycznej pracy prawnika dlatego jest tak bolesne. Nikt nas nie uczy myślenia jak prawnik, nie pokazuje nam sposobu pracy prawnika. Zmierzając do sedna – dopóki program nauczania prawa się nie zmieni, wymaganie tylko i wyłącznie od studentów prawa obowiązkowej obecności na wszystkich wykładach jest dla mnie absurdalne. Dopóki wykładowcy nie będą rozliczani ze sposobu przekazywania wiedzy faktyczna nauka prawa a przede wszystkim taka nauka przekładająca się na aspekty praktyczne pracy będzie fikcją. Nie można zatem wymagać od studenta aby przychodził na wykład poczytać kodeks. Wydaje mi się, że większość osób zapomina, że studia to nie przedszkole. Studiują osoby dorosłe, które mają szereg innych obowiązków zawodowych i prywatnych.  W mojej ocenie wymaganie od niech obecności na tego typu zajęciach jest po prostu brakiem szacunku, ponieważ w to miejsce można zrobić szereg innych produktywnych rzeczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *